W związku z tym, że pojawiły się aż dwa komentarze "za" (nie ukrywam, liczyłam na więcej), niedługo ruszam z nowym opowiadaniem, które wciąż powstaje w mojej głowie.
Jakiś czas temu, pewna osoba powiedziała mi, żebym zamiast pisać Podróż do Valinoru 3 napisała coś o Eomerze. No i proszę, macie Eomera, do którego co raz bardziej się przywiązuję, ale... Ale myśląc o Eomerze myślę o Aragornie. Myśląc o Aragornie myślę o Eldarionie i Nimrodel. Myśląc o nich, myślę o ich dzieciach i... Tu właśnie dochodzę do tego, że nie zakończyłam wcale mojej kontynuacji, że coś zostało niedokończone, albo zamknięte w dość beznadziejny sposób. Chcę ostatecznie pożegnać się z Czwartą Erą i ze Śródziemiem. Jest to odległe, ale nieuniknione. I tak już czuję, że kiedyś się mi oberwie od Tolkiena za to, co wyprawiam z Ardą. ;)
Wracając do tematu: link jest w moich blogach pod tytułem Czas Króla. Zapraszam serdecznie ;)
niedziela, 23 listopada 2014
czwartek, 20 listopada 2014
Pytanie ;)
Ostatnio mam wenę. Nieco w innym kierunku, niż Eomer. Jesteście zainteresowani kolejnym opowiadaniem w moim wydaniu? Wiem, że Tolkien się w grobie przewraca. To jak będzie?
odpowiedzi proszę w komentarzach ;)
odpowiedzi proszę w komentarzach ;)
Ola
sobota, 15 listopada 2014
Rozdział II
Gdy na nią patrzę,
prawie mi jej szkoda. Ale nie do końca. Jest w niej coś dziwnego. Nie potrafię
tego określić. Jednak kiedy patrzę na jej zdenerwowaną sylwetkę naprawdę robi
mi się jej szkoda. Wygląda jak Eowina podczas naszych dyskusji w domu. Moja
siostra tak samo teatralnym gestem wyrzucała w górę ręce. Jej warkocz tak samo
odbijał się od pleców emanujących świętym oburzeniem. Imrahil i Lothiriel
oddalają się, przestaję słyszeć ich głosy. Nagle zdaję sobie sprawę, że jeszcze
chwila, a zasnę na ulicy.
Zasypiając myślę o
Eowinie. Czy zajmą się nią tam dobrze? Nie
bądź niemądry! Potem, gdy już odsuwam od siebie wątpliwości, udaje mi się
zasnąć. O dziwo, nie nękają mnie tej nocy koszmary. A przecież jeszcze mogę
zginąć. Przecież nic jeszcze nie jest przesądzone. Wszyscy możemy skończyć
tragicznie.
Następnego dnia, z
samego rana idę do Eowiny. Jest jeszcze bardzo wcześnie, ale i tak mijam na
ulicach wielu ludzi. Gdy jestem już ogrodach otaczających Domy, widzę kogoś
siedzącego pod drzewem. Twarz ma ukrytą w dłoniach. Gdy słyszy moje kroki,
podnosi głowę i szybko ociera łzy. To Lothiriel. Wstaje i podchodzi do mnie. Ma
czerwone oczy i lekko spuchniętą twarz.
- Chodź za mną, wasza wysokość. Teoretycznie nie można
jeszcze wpuszczać odwiedzających, ale może Ioreth przymknie oko.
- Dziękuję, pani. Coś się stało?
- Czemu miałoby?
- Twoja twarz…
- A, to. Miałam ciężką noc.
-Proszę mi przerwać, jeśli będę zbyt ciekawski, ale czy to
przez to wczorajsze spotkanie z księciem?
- Nie. Gdybym płakała za każdym razem, gdy się z nim
pokłócę, pewnie wypłakałabym oczy.
- Więc..
Waha się. Jesteśmy już pod pokojem Eowiny.
- Nieważne- mówi w końcu i idzie w swoją stronę.
Gdy tylko wchodzę
do pokoju siostry, zapominam o całej rozmowie. Eowina walczy z zawrotami głowy
i usiłuje usiąść w łóżku.
- Czy ty zwariowałaś?!
- Też miło mi cię widzieć.
- Połóż się.
- Nie. Czuję się już dobrze.
- Kobieto, prawie zginęłaś! Od śmierci dzieliły cię minuty,
a ty mi mówisz, że dobrze się czujesz?
- Tak właśnie! Nie jestem dzieckiem!
Reszta naszej rozmowy wygląda mniej więcej tak samo. W końcu
pyta:
- Kiedy wyruszacie?
- Nie wiem, w każdym razie niedługo. Nie, ty nie pojedziesz-
mówię szybko uprzedzając jej kolejne pytanie.
Słyszę kilka nieprzyjemnych
słów pod swoim adresem, ale staram się nie przejmować. Całuję ją w czoło i
wychodzę. Przy wyjściu natykam się na Lothiriel. Zawzięcie się z kimś kłóci.
Nie krzyczy. Mówi cichym, nieco drżącym głosem. A gdyby spojrzenie mogło
zabijać… Jej przeciwnik dawno byłby martwy. Jestem już daleko od drzwi, kiedy
słyszę jej ociekające jadem słowa:
- Jesteś świnią bez honoru!
Mężczyzna, do którego były skierowane te słowa chwyta ją
mocno za ramiona, potrząsa i popycha na drzwi. Towarzyszą temu słowa:
- I co niby miałem zrobić?! Nie jestem niańką! Mógł uważać,
nie iść na wojnę, mając dwa bachory do wykarmienia!
Zawracam. Z tego
może być nieszczęście.
- Mogłeś chociaż poszukać jego przyjaciół, rodziny. Byłeś
jego dowódcą! Zaczynam myśleć, że tylko z dobrego serca mego ojca!
To musiało go zaboleć, bo palce jeszcze mocniej zaciskają
się na jej ramionach. Żadne z nich nie zauważa, że jestem już blisko. Ze swego
miejsca widzę, że teraz to ona jest atakowana. Już nie jest tak pewna siebie.
Oczy nie zabijają. Czai się w nich strach.
Mężczyzna na ułamek
sekundy odwraca się w moją stronę i rozpoznaję go. Dość nieprzyjemny typ,
chociaż gdy walczy, nie można mu niczego zarzucić. Widząc mnie, momentalnie ją
puszcza, kłania się i odchodzi. Lothiriel chce go uderzyć, już podniosła rękę.
Łapię ją za nadgarstek i mówię cicho:
- Nie warto sobie brudzić rąk, pani- uśmiecham się, mówiąc
to.
- Masz rację, wasza wysokość- odwzajemnia uśmiech. Pięknie
się uśmiecha.
A potem, niepytana, mówi, o co poszło. Późno w nocy
przyniesiono rannego. Właściwie spisano go na straty, bo wyglądał jak martwy.
Zmarł szybko, ale zdążył powiedzieć Lothiriel o synku i córeczce. Których
zostawiła mu żona. Biedaczka zmarła wydając dziewczynkę na świat. Mężczyzna
dobrze wiedział, że nie przeżyje i chciał powierzyć komuś opiekę nad dziećmi.
Prosił, by odszukała jego przyjaciół. I tyle, to cała spawa.
- Dlaczego w takim razie chciałaś bić tamtego człowieka?
- Oberwałby za swoje unoszenie się dumą. Uważa, że skoro
został dowódcą jednostki większej, niż pięćdziesiąt osób, to każdy ma go darzyć
szacunkiem. Tamten człowiek, był jego podwładnym. Myślałam, że może będzie coś
wiedział, ale nie. Ale to nie to jest najgorsze. Obydwoje znamy się od dawna i
świetnie wiem, czego się po sobie spodziewać. A gdy przeciwnik nie ustępuje, to
mój przyjaciel- te słowa wymówiła z dziwnym wyrazem twarzy- zachowuje się tak,
jak przed chwilą.
- Nic ci nie zrobił, pani?
- Dziękuję- mówi szybko.- Za to, że zdecydowałeś się
zawrócić.
* * *
Nadszedł czas
odjazdu. Pożegnałem się z Eowiną, a teraz usiłuję wyrzucić z myśli jej twarz
wyrażającą tylko jedno słowo, jedną prośbę: wróć.
Wojownicy żegnają się z miastem. Każdy robi to na swój
sposób: poprawiając się w siodle, przechadzając nerwowo w tę i z powrotem,
rozmawiając z kolegami. Nieliczni mają okazję pożegnać się z matką lub siostrą.
Tylko Imrahil może pożegnać się z córką. Trzyma ją w objęciach, tuli do siebie,
jakby chciał ochronić przed wszystkim. W
końcu całuje Lothiriel w czoło. Nadeszła kolej na braci. Żartują. Robią
wszystko, by się nie martwiła.
Po chwili nadchodzi Aragorn. Zbieramy się do
wymarszu. Nagle czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się. To ona.
- Wasza wysokość… Wróć w jednym kawałku.
_________________
Ufff… Udało się :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)